Wychodząc z pandemii, Chiny nie przejmowały się emisjami. Wkrótce okaże się, czy w kolejnych latach przestawią się na zielone tory.
Udział węgla w chińskim miksie energetycznym maleje, ale zużycie rośnie, a wzrost zużycia wszystkich paliw kopalnych był większy niż odnawialnych źródeł energii – wynika z danych za 2020 r., przedstawionych w niedzielę przez chiński urząd statystyczny. To pyrrusowe zwycięstwo Pekinu w zmaganiach z celami klimatycznymi.
Według analityków wniosek z przedstawionych danych jest jeden: Pekin postawił na brudną odbudowę. Mimo spowolnienia gospodarczego związanego z pandemią, emisje gazów cieplarnianych w Chinach były wyższe niż rok wcześniej. Na powrót rozbudza to obawy o rolę tego kraju w światowych zmaganiach z klimatem. Tym bardziej w obliczu spodziewanego odbicia gospodarczego. Według prognoz tegoroczny wzrost PKB może sięgnąć 8 proc. Uwaga obserwatorów skupia się teraz na nowym planie pięcioletnim. Dokument, który ma zostać zaprezentowany w najbliższych dniach w chińskim parlamencie, pokaże, jak w praktyce Pekin widzi przełożenie zielonej zwrotnicy.
Węgiel stanowi obecnie niespełna 57 proc. chińskiego miksu w porównaniu z 68 proc. 10 lat wcześniej. Oznacza to, że Chińczykom udało się zmieścić w zaplanowanym na ten rok celu, który wynosił 57,5 proc. Udział czystych źródeł w produkcji energii według oficjalnych danych sięga już prawie 25 proc. Eksperci wskazują jednak, że jest on zawyżony, ponieważ w tej kategorii uwzględnia się nie tylko OZE i atom, ale też źródła, które w rzeczywistości nie są bezemisyjne, np. pozyskiwany przy wydobyciu węgla metan. Rekordowa produkcja przemysłowa i uruchomienie dziesiątek nowych elektrowni na węgiel o łącznej mocy blisko 40 GW (trzy razy tyle, co w całej reszcie świata razem wziętej) sprawiły, że spalono więcej tego surowca niż w roku poprzednim. 2020 r. był czwartym z kolei, w którym zużycie węgla rosło. Zwiększył się co prawda udział OZE w chińskim miksie, ale jeszcze szybciej rosło zużycie ropy naftowej (3,3 proc.) i gazu (7,2 proc.).
Złagodzenie zmiany klimatu wymaga solidarnych działań całego świata, ale wielkość i dynamika rozwoju chińskiej gospodarki, która odpowiada za prawie jedną trzecią światowych emisji dwutlenku węgla, oznaczają, że bez transformacji w tym kraju sukces tych działań jest niemożliwy. A znaczenie ścieżki transformacji, jaką obierze Pekin, rośnie jeszcze bardziej, jeśli przyjrzeć się trendom. W ciągu ostatniej dekady z Chin pochodziło ponad dwie trzecie nowych emisji dwutlenku węgla.
Skali chińskich emisji nie tłumaczy już nawet populacja. Jak wskazuje Bloomberg, nawet jeśli wziąć pod uwagę fakt, że część produkcji jest skierowana na rynki zachodnie i uwzględnić tylko emisje związane z konsumpcją, na każdego obywatela ChRL przypada mniej więcej tyle dwutlenku węgla co na Europejczyka. Z tego punktu widzenia znaczenie decyzji podejmowanych w kraju takim jak Polska, której udział w globalnych emisjach nie przekracza 1 proc., wydaje się
stosunkowo niewielkie. Skutki decyzji Pekinu będą zaś miały wpływ na cały świat.
Decyzja Chin o przyjęciu celu neutralności klimatycznej do 2060 r. była być może najważniejszym wydarzeniem klimatycznym 2020 r. Dla 2021 r. najważniejsze będzie z kolei, czy za tą deklaracją pójdą czyny. Zgodnie z planami ogłoszonymi przez prezydenta Xi Jinpinga najdalej w 2030 r. kraj ma osiągnąć maksymalny pułap emisji. Ten element strategii nie budzi akurat entuzjazmu specjalistów od klimatu, a UE i ekolodzy przekonują Pekin do przesunięcia tego terminu na 2025 r. Eksperci mają nadzieję, że plan na najbliższą pięciolatkę uwzględni tę ambitniejszą propozycję.
Nawet dziesięcioletnia perspektywa oznacza jednak konieczność przyspieszenia transformacji. Jej pierwsze oznaki już widać. Władze podają, że w zeszłym roku rozbudowywano moce wiatrowe o rekordowe 72 GW, potrajając wynik z 2019 r.
nowych mocy przybyło też w fotowoltaice. Statystyki te są co prawda kwestionowane przez ekspertów, skoro w tym samym 2019 r. w reszcie świata powstało nieco ponad 60 GW w naziemnych turbinach wiatrowych.
Możliwe, że gigantyczny przyrost wykazany w oficjalnych danych wynika po części ze zmiany sposobu liczenia mocy, np. poprzez uwzględnienie w nich nieukończonych projektów. Zgodnie z celami ogłoszonymi w grudniu 2020 r. w ciągu dekady łącznie ma powstać 1200 GW nowych mocy wiatrowych i słonecznych. Ale nawet te plany to wciąż za mało, by zatrzymać wzrost emisji. Niejasne jest też, na ile ambitne będą rządowe plany wygaszania węgla i ropy. Według Bloomberga na stole jest propozycja, by w ciągu kolejnych pięciu lat zredukować udział węgla w miksie do 52 proc.
Agencja dostrzega również inne sygnały, że Pekin szykuje się do przyspieszenia dekarbonizacji. Chodzi m.in. o niedawną kontrolę w krajowej administracji energetycznej, po której otwarcie, w ostrym tonie skrytykowano niewystarczające postępy w ograniczaniu udziału węgla. Według innych komentatorów jest to jedynie świadectwo narastającego konfliktu o politykę klimatyczną w szeregach chińskich władz. Na różnych etapach budowy jest dziś w ChRL ponad 200 GW nowych mocy węglowych, a między ambitnymi planami klimatycznymi a determinacją, by utrzymać tempo rozwoju gospodarczego – także w sektorach napędzanych paliwami kopalnymi – utrzymuje się napięcie.
Według zapowiedzi władz nowa pięciolatka ma się skupiać na rozwoju czystej energetyki (w tym wzroście udziału OZE w miksie do 20 proc.) i ograniczaniu emisji z wykorzystaniem uruchamianego właśnie największego na świecie systemu ETS. Eksperci martwią się jednak, że dokument prawdopodobnie nadal będzie zakładać wzrost emisji średnio o ok. 4 proc. rocznie, a więc prawie o połowę wolniej niż w poprzedniej pięciolatce. Przyglądać będą się także temu, jak szeroką autonomię Pekin pozostawi regionom, z których część chętnie wciąż stawiałaby na rozwój napędzany węglem. Ewentualna decentralizacja może być furtką do poluzowania rygorów klimatycznych.
Autor: Marceli Sommer
marceli.sommer@infor.pl